Employee advocacy w opcji minimum i +5 do firmowego lansu

Temat employee advocacy i grup ambasadorskich to temat bardzo na topie. Wiele firm zastanawia się co zrobić by „o nas mówiono”, przy jednoczesnym zachowaniu naturalności, autentyczności i jakości przekazu.

Co jednak, gdy na tego typu działania nie mamy przestrzeni?

Często w firmach brakuje nam osoby (lub osób) które mogłyby poświęcić czas na utrzymywanie społeczności „w akcji”. Nie mamy odpowiedniego budżetu lub przekonania osób „tam wyżej”. Przecież do zrobienia w tym temacie jest tak wiele! Od doradztwa w kwestii profili naszych pracowników, przez szkolenia z opowiadania historii, tworzenia treści, obsługi mediów społecznościowych, na grywalizacji kończąc.

Kolejnym aspektem który stanowi wyzwanie jest motywacja naszych pracowników do tego by w taki program wejść. Im mniejsza motywacja, tym mniejsze szanse powodzenia naszych akcji.

Oczywiście możemy tu mówić o:

  • Szlifowaniu swojego profesjonalnego wizerunku w sieci
  • Wzmacnianiu swoich umiejętności
  • Obecności w elitarnej grupie ambasadorskiej, dostępnej dla wybranych
  • Oraz potencjalnie – pomocy w sprowadzeniu fajnych ludzi do organizacji dzięki własnym działaniom (jak prawdziwy bohater 🙂 )

Ale czy to wystarczy?
Według moich doświadczeń najlepiej działa połączenie programu ambasadorskiego z planem rozwojowym i oceną roczną. Możemy wówczas ustalić jasne i mierzalne cele, wpisać konkretne szkolenia, monitorować efekty. Co najważniejsze możemy również założyć jaki czas pracownik może poświęcić na udział w programie bez szkody dla codziennych obowiązków. Na plan roczny i rozwojowy zgodę daje nam nie tylko sam pracownik, ale też jego przełożony. Maleje nam więc ryzyko tego, iż ktoś nie przyjdzie na ustalone szkolenie bo “ma jednak pracę”.

Chcesz jednak zacząć? Zacznij od „grupy wsparcia”, Twoich mini-ambasadorów:

  • Zerknij kto w Twojej sieci firmowych kontaktów jest aktywnym użytkownikiem np. Linkedin’a. Naturalnie zwróciłabym się w stronę osób z rekrutacji, HR, komunikacji, marketingu. Na pewno trafi się też Ania z działu zakupów, czy Mateusz z finansów…
  • Sprawdź kto z Twoich wewnętrznych klientów również jest aktywnym zwierzęciem mediowym (prezes, dyrektorzy poszczególnych działów, itd). Jeśli nie są i tak dołącz ich do swojej listy – to bardzo ważne.
  • Kojarzysz jakichś fajnych zaangażowanych stażystów? Świetnie! Nie zapominaj o nich!
  • Jak już masz te osoby „złapane” stwórz swoją własną mailingową listę dystrybucyjną (taką najprostszą z Outlook’a)
  • Przy okazji większych lub mniejszych akcji informuj swoją grupę o tym co robisz. Zachęcaj do lajkowania, szerowania, komentowania lub pisania wiadomości własnych.

Tak jak pisałam wyżej, moja propozycja to opcja totalnego minimum. „Robi się” sama przy okazji realizowania Twojego rocznego employer brandingowego planu. Nie nazywałabym tego oczywiście „programem”. Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, by Twoich mini-ambasadorów próbować z czasem wnieść na inny poziom: super-ambasadorów.
Tego typu rozwiązanie to natomiast świetny początek pod dalsze dyskusje dot. employee advocacy. Z odrobiną danych i analizą wyników łatwiej będzie Ci w przyszłości uzyskać zgodę i finansowanie na program.

Co z tym +5 do firmowego lansu?

Otóż kluczem do lansu są wspomniani w punkcie 2. KLIENCI. Dzięki wyżej wspomnianym działaniom, będą dostawać od Ciebie regularne informacje o tym co robisz, jak robisz i gdzie pozycjonujesz firmę. A przecież robisz tak dużo, prawda?)
Na pewno to docenią! Jeszcze lepiej, gdy po kilku wydarzeniach zdasz im relację z wyników Twoich działań np. w kwartalnym podsumowaniu.

Spróbujesz?

Do następnego!

Kasia
EBowca

Brak komentarzy

Zamieść komentarz